Przejdź do treści

Tomasz Dąbrowski: Film to także biznes

    Tomasz Dąbrowski: Film to także biznes

    Podczas tegorocznej edycji WAMA Film Festival zapadła decyzja samorządu województwa warmińsko-mazurskiego o utworzeniu Regionalnego Funduszu Filmowego. Organizatorzy festiwalu zaprosili specjalistów z branży i urzędników na spotkanie i stworzyli dobry grunt do merytorycznych rozmów. Z Tomaszem Dąbrowskim, szefem Polskiej Komisji Filmowej, w czasie WAMA Film Festival rozmawiała Weronika Skwarzec.

    Marszałek województwa ogłosił utworzenie funduszu filmowego na Warmii i Mazurach. Planując podróż do Olsztyna, spodziewałeś się tak szybkich efektów swoich działań?

    Bardzo się cieszę i gratuluję tej decyzji. Pierwsze rozmowy z samorządem Warmii i Mazur w tej sprawie prowadziliśmy już jakiś czas temu i wiem, że nie byliśmy jedyni. Myślę, że jest to kwestia ważna dla całego regionu i dla rozwoju sektora filmowego na Mazurach i Warmii.

    Powstawały tu już filmy, niektóre można było zobaczyć w kinach, np. „Róża” czy „Kołysanka”. Co zmieni fundusz?

    Sprawa jest prosta, fundusz pozwala na przyciągnięcie ciekawszych i większych produkcji do regionu. Z punktu widzenia samych lokacji filmowych Warmia i Mazury mają ogromny potencjał. Były już tutaj realizowane poważne produkcje. Przypominam, że film „Niewinne” w reżyserii Anne Fontaine był w całości kręcony na Warmii i Mazurach.

    W klasztorze blisko Ornety.

    To właśnie Polska Komisja Filmowa zaproponowała Ornetę. A film, który jest koprodukcją, był w tym roku wśród pierwszej trójki francuskich kandydatów do Oscara. Przegrał o włos. To wartość i promocja, które przekładają się w niewiarygodny sposób na postrzeganie regionu na zewnątrz, szczególnie w kontekście międzynarodowym.

    Dzięki funduszowi filmowcy będą bardziej zwracać uwagę na nasz region?

    Tak, ze względu na dodatkowe finanse. A dzięki większemu zaangażowaniu finansowemu będzie mógł się rozwijać tutejszy rynek audiowizualny. Będą powstawały nowe firmy związane z usługami filmowymi, będzie lepiej wykorzystane zaplecze hotelowe, zmianę odczuje szereg różnych usługodawców. Z produkcją filmową związany jest cały łańcuch wartości.

    Pieniądze pojawią się od stycznia. Marszałek wstępnie przeznaczył na to pół miliona złotych. To dużo czy mało?

    To dobry poziom z punktu widzenia środków alokowanych przez inne fundusze w Polsce. Pomiędzy 500 a 800 tys. zł – to są widełki najczęściej stosowane przez samorządy terytorialne. Natomiast byłoby świetnie, gdyby do funduszu dołożyły się inne miasta z regionu, bo w ten sposób zwiększą wpływ na promowanie siebie.

    Rozumiem, że założenie funduszu przekłada się bezpośrednio na promocję za granicą.

    Fundusz to tak naprawdę instrument finansowy. Na razie wykonano pierwszy krok. Instytucją, która głównie zajmuje się promocją regionu czy miasta  jako ciekawej, unikalnej lokacji filmowej, jest komisja regionalna. Takich komisji obecnie istnieje w Polsce siedem. Jest ich mniej niż funduszy, bo nie każdy region już te struktury wykształcił. To właśnie komisje pomagają filmowcom w kontaktach na miejscu, w pozyskiwaniu lokacji, lokalnych partnerów oraz potrzebnych pozwoleń, informują o możliwościach finansowych.

    I te regionalne komisje są pod twoją pieczą?

    Nie. Polska Komisja Filmowa nie jest żadnym zwierzchnikiem. Została powołana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, Stowarzyszenie Filmowców Polskich i Krajową Izbę Producentów Audiowizualnych, żeby koordynować działania międzynarodowe i dbać o to, by Polska przemawiała jednym głosem. Żeby promować polski sektor filmowy jako całość, przekaz musi być spójny. W przeszłości bywało różnie.

    Pojedyncze głosy mają słabe przebicie?

    Dokładnie tak. Pojedyncze głosy słabiej słychać. Natomiast my wspólnie z PISF tworzymy spójny przekaz, który dociera do profesjonalistów zagranicą. Współpracujemy blisko z producentami zagranicznymi, z zagranicznymi funduszami, które czasami szukają partnerów w Polsce.

    Wygląda na to, że siła Polskiej Komisji Filmowej leży w sieci – to sieć kontaktów regionalnych, ale też na poziomie Europy. To również koordynacja działań instytucji rządowych, branżowych, partnerów z szeroko rozumianego biznesu i samorządu.

    Tak jest. Postrzegamy film nie przez pryzmat wartości artystycznych, ale jako część rozwoju gospodarczego. Tak już jest w zasadzie wszędzie – w Stanach Zjednoczonych, w Europie i w Azji. W Polsce to nie jest jeszcze wiedza powszechna. A przecież film jest jedną z tych części sektorów kreatywnych, który może generować dodaną wartość również do budżetów samorządów terytorialnych i do budżetu polskiego. Chodzi o podatki, miejsca pracy, wspieranie usługodawców, którzy współpracują z ekipami filmowymi, chodzi o turystykę filmową…

    Tak, chcemy zobaczyć to, co widzieliśmy w kinie… Ja podróżuję tam, gdzie mnie zawiodła literatura, więc rozumiem tę motywację turystyczną. Mówisz, że komisja działa i na zewnątrz kraju, czyli promuje i przyciąga, a także wewnątrz – buduje bazę informacyjną, integruje środowisko zainteresowane produkcją filmową w Polsce. Które z tych zadań jest trudniejsze?

    Wyzwania są zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Próbujemy przekonywać te regiony, które jeszcze nie powołały do życia żadnych struktur filmowych, żeby je budowały. Na mapę miejsc przyjaznych filmowcom wkroczyło Podkarpacie, zaraz dołączą Warmia i Mazury. Prowadzimy rozmowy z władzami województwa pomorskiego.

    W Polsce pokutuje przekonanie, że wszyscy na świecie wiedzą, jak tu jest pięknie. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że nadal jesteśmy krajem nieodkrytym. Jeżeli skuteczną promocję powiążemy z odpowiednim systemem finansowania, to mamy szansę na dynamiczny rozwój sektora filmowego. Pokazują to przykłady innych krajów, takich jak Czechy czy Węgry. Litwa wprowadziła ostatnio do życia także nowy system zachęt finansowych dla sektora audiowizualnego. To są naprawdę bardzo poważne pieniądze, które zostają w regionach i generują przychody. Polska omijana jest właśnie głównie dlatego, że nie mamy zachęt finansowych na poziomie krajowym.

    Wszędzie te pieniądze!

    Dlatego mówię, to jest część biznesu. Filmy powstają po to, żeby je sprzedać! To już dawno wykroczyło poza kino. Powstają przecież różnego rodzaju serwisy typu Nerflix czy Amazon, które same angażują się w produkcję bardzo poważnych, wysokobudżetowych seriali. Najlepszym przykładem jest tutaj „Gra o tron”, która przez wiele lat realizowana była także w Chorwacji. Teraz HBO wycofało się z tego kraju i Chorwacja płacze, bo tam generowane były ogromne wydatki na tę produkcję.

    Polska Komisja Filmowa wspierała w Polsce niektóre filmy z Bollywood, a dokładniej – w Warszawie. To jest kino, które kieruje się też modą – jeżeli lokacja jednego z filmów się spodoba, przyciąga w to miejsce innych twórców tego rodzaju produkcji. Czy to zainteresowanie Polską i Warszawą jeszcze trwa?

    Trwa, to głównie zasługa kilku polskich producentów z Krakowa, przede wszystkim Film Polska. Ale Hindusi też potrafią liczyć pieniądze. Nie jesteśmy w stanie konkurować z takimi krajami jak Bułgaria czy Rumunia, gdzie koszty produkcji są znacznie niższe niż w Polsce, więc część projektów jest przekierowywana w tamten region. My jesteśmy po sukcesie „Kick’a” z Salmanem Khanem, w którym również jako PKF pomagaliśmy. Polska została odkryta przez Bollywood. Potwierdzeniem są choćby turyści hinduscy, których coraz więcej w Warszawie. „Kick” jest trzecim filmem w historii Indii pod względem przychodów w kinach, a w Indiach mieszka ponad miliard ludzi – wielki rynek. Właśnie także dzięki takim projektom udaje nam się coraz mocniej przebijać na rynku międzynarodowym i docierać do osób podejmujących decyzje o lokowaniu produkcji filmowych.

    A jakie inne produkcje przyciągamy? Czy interesują się Polską filmowcy z innych obszarów świata?

    Staramy się między innymi przyciągać europejskie koprodukcje, czyli filmy, w których Polacy mają udział nie tylko kreatywny, ale i finansowy. Próbujemy zainteresować Stany Zjednoczone i Azję. Rynek chiński należy do najszybciej rozwijających się na świecie. Poza tym oczywiście Korea Południowa. Ostatnio pomagaliśmy w szukaniu lokacji dla koreańskiej produkcji, która ostatecznie wylądowała na Dolnym Śląsku. Gros zdjęć odbyło się we Wrocławiu.

    Czyli Polska budzi zainteresowanie. To się już dzieje…

    Tak. Tylko to nie dzieje się z dnia na dzień. To jest proces, który trwa.

     

    Tomasz Dąbrowski –  od 2013 r. dyrektor Polskiej Komisji Filmowej, w latach 2007-2013 dyrektor Instytutu Polskiego w Berlinie, zaangażowany w duże projekty kulturalne i nagrodzony przez PISF za promocję polskiego filmu w Niemczech.

    http://filmcommissionpoland.pl/pl/